Festiwal żenady Rafała Paczesia bije rekordy oglądalności na Netfliksie

Fenomen „ProkuraTOUR’y” na Netfliksie

Rzadko kiedy w Polsce coś tak jednoczy widzów, jak najnowszy program komediowy Rafała Paczesia. Choć „ProkuraTOUR’a” bije rekordy oglądalności na platformie Netflix, opinie internautów są zgodne: trudno przebrnąć przez ten występ, a większość żartów ocenia jako żenujące i nieśmieszne. Takiego zdania jest również autor niniejszej recenzji.

 

Autoironia i mocne wyznania Rafała Paczesia

Podczas swojego występu Pacześ sam przyznaje, że nie lubi oglądać siebie na scenie.

„Nienawidzę siebie oglądać, a musiałem obejrzeć swój występ, żeby zobaczyć, co ja tam w ogóle gadam, ile gadam. Nienawidzę siebie oglądać. Jezu, jak ja się wstydziłem, gdy to oglądałem. Mówię: »Jak ja przeklinam, co za menel? Boże, Jezus, tragedia jakaś. I mówię w ogóle cały czas o jakichś wulgarnych rzeczach. Boże, ten stand-up to jest jakaś tragedia«”

– wyznaje w trakcie programu, który dostępny jest od grudnia na platformie Netflix.

 

 

Publiczność chce takiej rozrywki

Pacześ analizuje przyczyny popularności swojego programu, wskazując na oczekiwania widzów jako główny czynnik kształtujący jego twórczość. Według niego, to publiczność decyduje, czego chce – a twórcy dają to, co jest najbardziej pożądane.
Gdyby Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski tworzyli dziś, ich piosenki zapewne nie przebiłyby się przez gusta odbiorców, bo – jak zauważa Pacześ – współczesna publiczność chce prostej, często niegrzecznej rozrywki.

 

Rekordowa oglądalność kontra krytyka

Mimo licznych negatywnych opinii, „ProkuraTOUR’a” stale utrzymuje się na pierwszym miejscu najpopularniejszych produkcji Netflixa w Polsce – obejmuje to zarówno programy, jak i seriale. Także podczas występu na warszawskim Torwarze, paczne spotkała ogromna widownia licząca sześć tysięcy osób. To pokazuje, że zainteresowanie twórczością Rafała Paczesia jest ogromne, choć wynika ono raczej z ciekawości niż zachwytu.

 

Widz kształtuje gust – czy na pewno?

Popularność komika jest niezaprzeczalna, ale poważną kwestią pozostaje, czy nie powinien on bardziej dbać o rozwój gustu swojego odbiorcy oraz jego intelektualnych potrzeb. Niestety, Pacześ zdaje się iść po linii najmniejszego oporu, nie starając się zaoferować nic poza tym, co już dobrze znane – a mianowicie żartami wulgarnymi, często żerującymi na najniższych instynktach. Widzom się to podoba, więc program ten nie próbuje zaoferować inteligentnej rozrywki.

 

Wulgarny, lecz czy aż tak zły?

Niezależnie od krytyki, występ Paczesia nie jest katastrofą w całości. Stand-up to przecież gatunek, gdzie przekleństwa oraz dowcipy o fizjologii są na porządku dziennym. Tym niemniej rodzi się pytanie: dlaczego całość jest tak nudna, pozbawiona świeżości i inteligencji? Zamiast oryginalności i błyskotliwości mamy długie, przewidywalne monologi i powtarzające się tematy, które momentami są po prostu nieśmieszne.

 

Tematyka i monotonia żartów

W programie znalazły się liczne bloki tematyczne dotyczące codziennych spraw – od odkurzacza Dyson, przez zakupy i pranie, po kwestie seksualne, takie jak założenie prezerwatywy czy akt miłosny z udziałem… torebki Gosi. Chociaż żarty obejmują szeroki zakres tematów, często przekraczają granice dobrego smaku, a jednocześnie nie potrafią nikogo rozbawić w inteligentny sposób.

 

Brak głębi i refleksji w dowcipach

Pacześ stara się być odważny, żartując z niemal wszystkiego, w tym ze śmierci, choroby, a nawet gwałtu, co podkreśla z pewnym dystansem. Niestety te próby nie przekładają się na inteligentną komedię, która skłania do refleksji – przeciwnie, mamy tu do czynienia z chaotycznym zlepkiem wulgarnych słów i nieprzemyślanych tekstów, które często kończą się na prostym przekleństwie traktowanym jak szyfr do śmiechu.

 

Statystyki przekleństw i niskie reakcje publiczności

W trakcie trwającego ponad godzinę występu naliczono aż 345 przekleństw, co daje średnio około trzech na minutę. Nie liczone są przy tym momenty, gdy Pacześ demonstruje ruchy wskazujące na wykonywanie seksu oralnego czy inne obsceniczne zachowania. Reakcja publiczności na sali jest natomiast dość oszczędna – przebitki na widownię pokazują raczej niemrawe uśmiechy i sporadyczne śmiechy. Największe niezręczności pojawiły się przy żartach o polityce – szczególnie o Jarosławie Kaczyńskim – które spotkały się z chłodnym odbiorem.

 

Pewność siebie – jedyna zaleta

Pomimo wad programu, nie można odmówić Rafałowi Paczesiowi pewności siebie i opanowania scenicznego. Panuje na scenie jak gospodarz w swoim domu, co stanowi rzadkość w polskim stand-upie, gdzie często można zauważyć drżący głos lub nieśmiałość komika. Ten aspekt występu zasługuje na pochwałę, choć nie rekompensuje reszty niedociągnięć programowych.

 

 

 

error: Content is protected !!